środa, 6 maja 2015

Majowe refleksje!

Majówka zleciała dość pozytywnie. Tu wyjazd, tu jakaś impreza,a tam przejażdżka rowerowa. Spędzenie 5-u dni w nieustannym towarzystwie innych ludzi nie tylko dostarcza rozrywki, ale również pobudza do refleksji - tych drobnych jak i zarówno tych wow. To o czym opowiem Wam dzisiaj, leży gdzieś pomiędzy. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Pierwsze trzy dni majowe spędziłam  w Krakowie. Nigdy jakoś bardzo nie przepadałam za tym miastem, ale wydaje mi się,że od tego momentu ulegnie to zmianie. Przeżyłam 3 niesamowite dni i chcę więcej, a warunki do życia jakie były mi dane, nie znajdują się w ofercie pięciogwiazdkowego hotelu.

  1. Nocowanie na twardych materacach, które niestety nie zasługują na tę nazwę.
  2. Oczywiście w śpiworach.
  3. W szkole, na sali gimnastycznej wśród co najmniej 100 obcych dziewczyn.
  4. Pięć pryszniców obok siebie, nieoddzielonych nawet najmniejszą zasłonką.
  5. Codzienne pobudki o 6:30.
  6. Odwiedzanie Kościoła trzy razy dziennie, bo to religijny wyjazd. 
  7. Obiady bez większej klasy.
Ale było świetnie! Dlaczego? Bo byłam tam z ludźmi, z którymi się dogadywałam i dla których byłyśmy wzajemnie podporą, i najlepszym towarzystwem. Wielu w tym momencie nazwałoby to wyolbrzymianiem. Prawdopodobnie tak samo bym się zachowała, mając od dziecka takie standardy. Wielu uważa, że innego stanu rzeczy sobie nie potrafią wyobrazić. A jednak.. podstawówkę i gimnazjum przeżyłam na uboczu (jak zresztą wcześniej opisywałam). Byłam tylko cieniem, osóbką stąpającą po ziemi, bo stąpającą, aczkolwiek nie liczącą się. Elita. Nawet moja była przyjaciółka się tam znalazła. Wyjeżdżając na wycieczkę, trzymała się głownie z nimi. Jak zamieniła ze mną 3 zdanie, to już był cud. Zajmowali stoliki, a dla mnie nigdy nie było miejsca. Jej wielka impreza urodzinowa.. Wszyscy wiedzieli, że się przyjaźnimy. Jednakże nikomu nie przyszło do głowy, aby zaprosić mnie na urodzinową niespodziankę. TERAZ jest inaczej. Zawsze mam miejsce. Ludzie oglądają się za mną, gdzie jestem , gdy przez przypadek gdzieś się zawieruszę. Uwzględniają mnie na liście gości na imprezę, rozmawiają (i to wcale nie z przymusu czy kultury). Wreszcie czuję, że mam większą rodzinę, składającą się z więcej niż 3 osób, które sama wybrałam. A co najważniejsze.. Oni wybrali mnie! 

niedziela, 5 kwietnia 2015

Be vegetarian!

Okey. Przyznam się już  w pierwszych linijkach. Do tematu podchodziłam wiele razy. Ciągle mówiłam sobie : "Od dziś kończę z mięsem." albo układałam plan posiłków wykluczając z nich produkty pochodzenia zwierzęcego. Co z tego wyszło? NIC. Ale może powinnam zacząć od początku.


  • Dlaczego chcę zrezygnować z mięsa?
    Może nie tyle, co ze względów dietetycznych, co etycznych. Dlaczego inne stworzenia mają cierpieć za to, że jesteśmy mięsożerni? Kto dał nam taką władzę, decydowania nad życiem czy śmiercią? NIKT. Nie możemy tak po prostu pokazywać palcem i mówić: "ty zginiesz dzisiaj o 13:00, a ty 2 godziny później". Ludzie są stworzeniami wszystkożernymi, co zdecydowanie ułatwia wybór. Możemy jeść i mięso, i rośliny. Wykluczenie jednego z nich z diety nie spowoduje armagedonu. 
  • Co przyczyniło się co do mojej decyzji?
    Za każdym razem, kiedy jem kiełbasę, szynkę czy kurczaka, staje mi przed oczami rzeź. Mam ją przedstawioną jak na dłoni, jakbym oglądała program telewizyjny. Ty gnieżdżące się blisko siebie stada bydła, kur czy świń. Wydaje mi się, że nigdy nawet nie pomyślałabym o takim sposobie życia, gdyby nie pewne zdarzenie z mojego dzieciństwa. Miałam 8 może 9 lat. Odwiedzałam wówczas babcię, która miała w swoim posiadaniu wiele hektarów, oborę, ogólnie gospodarkę rolną. Kazano mi wejść do domu i się czymś zająć. Z początku posłusznie wykonałam polecenie. Jednakże jak to dziecko, ciekawość nie dawała mi spokoju. Czułam wewnętrzną potrzebę odkrycia ogromnej tajemnicy jaką przede mną skrywano. Wyjrzałam przez małe okienko w drzwiach. (Idealnie nakierowane na wejście obory). Chyba nie trzeba kończyć, co zobaczyłam? Trafiłam na moment otumaniania zwierzęcia. Rzeźnik bezlitośnie uderzał w głowę świni . Jej pisk spowodowany bólem pamiętam do dziś. Zatkałam wówczas uszy, jednak nie zaprzestałam obserwacji. Związali jej nogi i powiesili za nie. Ostatnim krokiem było podcięcie gardła, z którego natychmiast zaczęła się sączyć krew. Łącznie spłynęły 4 duże wiadra. Na koniec rzeźnik wziął się za oporządzanie. (y) Mówiąc szczerze teraz, w tym wieku jakim jestem, przywykłam do takiego widoku. Wiem, że ludzie robią tak na całym świcie. Często nawet i gorzej obchodzą się z ofiarą. Mimo to, jako mała dziewczynka, przeżyłam nie małą traumę. 
Powiem najprościej jak się da. NIE JESTEM wegetarianką, jednak z całego serca chciałabym nią zostać. Tym, co mi przeszkadza, jest wrodzona miłość do mięsa. Od dziecka byłam na nim chowana. Tu kurczaczek, to kiełbaska, a może spróbujesz indyka? Wiem, że robię źle, gdy jem. Mimo to, niezwykle ograniczam jego spożywanie. Już nie pochłaniam mięsa w takich ilościach jak kiedyś. ALE TO JESZCZE ZA MAŁO.

niedziela, 29 marca 2015

Krok w dorosłość?

Od zalanie dziejów w szkole istnieją podziały na tak zwanych 'lepszych' i 'gorszych'. W zależności od czasów, w których żyjemy, przyporządkowana jest im inna nazwa: fejmy, popularsi, bogacze, elita. Społeczeństwo dzieli ludzi na grupy niezależnie od ich woli. Ci, znajdujący się w tych 'fajnych' oczywiście nie mają nic przeciwko, jednak co z tą drugą grupą? Skazani są na potępienie i nie mają większej siły przebicia. Bywają poniżani i ignorowani, a nawet i bez tych czynników czują się źle. Myślicie, że są aż tak głupi i nie domyślają się swojej pozycji w hierarchii szkoły? Oglądając wszystkie zdjęcia z imprez, dostrzegając kolejne twarze swoich znajomych, odczuwają ból z faktu  nieznajdowania się na liście gości. Alkohol leje się litrami, wszędzie pety papierosów, tu zgon, tam zgon.. Nie jest im pisane przeżywanie tej cudownej, grupowej integracji. Czują się nikim. W każdym razie takie uczucia kryły się wewnątrz mojej psychiki za czasów gimnazjalnych. Byłam na marginesie drabiny społecznej. Byłam, bo byłam. Ludzie wspólnie imprezowali i na facebook'owej tablicy dzielili się swoim melanżowym życiem. Ja jedynie mogłam się temu przyglądać. Nawet będąc obecna na dwóch podobnych wydarzeniach, nie opuszczała mnie świadomość, że halo, przecież nikt tam mnie nie potrzebuje. Zniknęłabym, a nikt by się tym nie przejął, prawdopodobnie nawet nie zauważył. Po prostu byłam NIKIM, a przynajmniej tak myślałam. Samoocena spadała z dnia na dzień, czułam się głupsza, brzydsza i nic nie warta. Do szkoły chodziłam, bo musiałam. Często nawet bałam się tam iść. Gdy wchodziłam do szatni, elita zajmowała całą ławkę i nikt łaskawie nie miał się zamiaru posunąć, abym mogła się rozebrać i zmienić obuwie. Prawda jest taka, iż nikt nawet na mnie nie spojrzał. Nie był zainteresowany kto się pojawił, bo przecież wszyscy warci uwagi już znajdowali się w szatni.  Zachowywali się tak, jakby byli panami świata. Nie mówię, że wszyscy, ponieważ były małe wyjątki, które niestety należały do rzadkości. Idąc do liceum modliłam się o nowa rzeczywistość. Chciałam uzyskać swój mały, liczący się głos. O niebo, chyba się udało, a nawet się nie starałam. Byłam sobą i nadal jestem. Czuję, że ludzie lubią mnie za to kim jestem, co robię. Chcą mnie poznać, są zainteresowani moim wnętrzem. Pragną mojego towarzystwa. Wreszcie czuję się kimś, jednak nie potrafię ukryć, jak wielkie piętno pozostawiło na mojej psychice gimnazjum. Tam bałam się odezwać, by nie zostać wyśmiana. Można powiedzieć, że byłam wręcz przyzwyczajona do ignoranckiej postawy wobec mojej osoby i wyśmiewania pomysłów. Teraz nasuwa się pytanie.. czy to ludzie stali się bardziej dorośli i zanim ocenią, postanawiają poznać.. czy to po prostu liceum, czy może jeszcze inny czynnik? W każdym razie, dzięki liceum zaczęłam wierzyć, że jestem warta coś więcej niż psie gówno i coraz bardziej cieszyć z tego kim jestem choć i tak nie jest to wystarczająco często. 






sobota, 28 lutego 2015

Nasza własna historia ❤

Każdy z osobna, każda osoba jaką znam ma swoją własną historię. Jedni dłuższą i skomplikowaną, a inni o wiele krótszą i banalną. Sami decydujemy o jej fabule. To my tworzymy własny ciąg wydarzeń, odczuwamy owoce sukcesów i gorzki posmak porażek. Nie mamy wyjścia. Musimy je przeżyć albo ... umrzeć. Bohaterami jesteśmy my. Ty, on, ja, a nawet ten czarny pies załatwiający się nieopodal sosny. Wszyscy, którzy to teraz czytają jak i zarówno ci, wylegujący się na plaży na wybrzeżu Dominikany. Dowolnie wybrany człowiek ma wkład nie tylko we własną egzystencję, ale również w wiele innych, osobnych jednostek. Często marnując swoje istnienie, niszczymy także cudze. Popełniając samobójstwo, burzymy cały świat naszych bliskich. Potrącając kogoś w wypadku samochodowym, skazujemy na udrękę nie tylko tego człowieka, ponieważ ofiarą jest cała jego rodzina.
Najbardziej jednak intryguje mnie życie ludzi, żyjących w ciągłej rutynie. Są tak pochłonięci spełnianiem każdego punktu dnia, iż nawet nie widzą, że ich egzystencja nie wzbogaca się o nowe doświadczenia. Dźwięk budzika rozbrzmiewa o godzinie 7:30. Leniwie zwlekają się z łóżka. Drepczą do kuchni po świeżą, aromatyczną jajecznicę - czasem zaszaleją, jeśli czas im na to pozwoli - i zrobią dodatkowe tosty z podwójnym serem! Luksus! Wychodzą do pracy, by przez 9 długich godzin harować jak wół dla pieniędzy, które i tak już mają w posiadaniu. Wracając, padają ze zmęczenia. Nie marzą o niczym innym niż ciepłym posiłku i śnie. Tym bardziej daleko im do zabawy z dziećmi, a nawet i na seks z żoną/mężem nie mają ochoty. Małymi kroczkami wszystko ulega destrukcji, jednak napięty grafik nie pozwala im dojrzeć problemów. Spostrzegają je dopiero wówczas, gdy nie istnieje żadna deska ratunku. Ich życie rozbija się na miliony kawałeczków. JEDNAK .. istnieje możliwość, iż dożyli własnych wnuków choć często i własne dzieci proszą swoich rodziców o opowiedzenie historii ich życia. W takich momentach człowiek sobie coś uświadamia. COŚ naprawdę cennego.  Dochodzi do wniosku, że nie przeżył życia. Nie ma pikantnych szczegół. Nie uprawiał dzikiego seksu z przypadkowymi ludźmi, nie wyjechał zwiedzać świata, nie przeżył niczego nadzwyczajnego. Żył młodo, wziął ślub i zatracił się w karierze. Jest tu coś wyjątkowego?
Ktoś mądry kiedyś powiedział:
"Żyj tak, aby wstyd było opowiadać, a największą przyjemnością będzie wspominanie."
Muszę powiedzieć, iż osoba ta należy do pewnego pokroju geniuszu. Mamy jedno życie i miliony możliwości na jego przeżycie. Ogromną niesprawiedliwością jest to, że możemy wybrać tylko jedną opcję. Jednak za nim ją wybierzemy, należy spróbować większości z nich. Celowo nie mówię, aby poznawać smaczki każdej, ponieważ to, mogłoby się okazać własną egzekucją - samowolnym pójściem pod gilotynę. Jeśli o mnie chodzi, chcę przeżyć życie na tysiąc różnych sposobów. Pragnę czerpać z niego pełnymi garściami, zaś na starość skręcać się ze śmiechu ze śmiechu z własnymi wnukami. Jestem młoda. To coś, co raz stracone, jest nieodzyskiwalne. Naprawdę warto jest tracić coś tak cennego, najważniejszy czas naszego życia? Pożądam własnej historii, bardziej niż ktokolwiek może sobie to wyobrazić. Nie zniosłabym świadomości, że jestem tylko nic nieznaczącym cieniem, który ulegnie wymazaniu wraz z ostatnim zaczerpniętym powietrzem. Zamierzam stworzyć coś niesamowitego i niepowtarzalnego. Jeśli będę żałować, a na pewno będę niektórych ruchów - trudno. Czasami warto zadać sobie pytanie: "czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie za 10 czy 20 lat?" W większości sytuacji odpowiedź będzie przecząca, więc nad czym się zastanawiamy? Do dzieła! Ruszmy tyłki i rozpocznijmy nowy rozdział wspaniałej historii naszego życia! 

wtorek, 24 lutego 2015

Cześć. Hola. Hey.

Tutaj jestem anonimowa. Nie wiem czy będę wiecznie. Na razie chcę spróbować w ten sposób. Jestem zwyczajną dziewczyną. W pędzie dzisiejszego świata, rzadko kiedy przystajemy i zastanawiamy się nad sobą. Nad rzeczami, które czynimy. A KAŻDY ruch ma znaczenie! Teraz, w tej właśnie chwili.. zatrzymajmy się na chwilę. Pomyślmy przez niecałą minutę czy jesteśmy dumni z tego, kim jesteśmy. Przeanalizujmy całe nasze życie, by dojść do chwili, kiedy wszystko się zaczęło. I najważniejsze.. JAK doszliśmy do bycia tym, kim jesteśmy? Zdradzę wam coś na samym początku. JA nie jestem dumna z siebie, mimo chęci zmiany tego - idzie mi fatalnie, jednak kiedyś mi się uda. Wierzę w to.